Zgoda.
Tylko czemu ja na tym cierpię? Na tych ich bzdurach, kłamstwach i trzymaniu dobrej miny dla znajomych?
Czemu to ciągle ja muszę rezygnować z części mojego życia, z mojego dobrego samopoczucia na ich korzyść?
Może dlatego, że to po chrześcijańsku.
Czy Jezus pozwalał na kłamstwo?
No właśnie, raczej nie!
Dlaczego to ja mam problem z wytknięciem komuś ewidentnego kłamstwa co do mojej osoby, bzdurnego gadania, że coś tam robi, a w ogóle nawet nie wie o co chodzi?!
Sama piszę głupoty.
Jednak ciągnę temat osieroconych rodziców na portalu społecznościowym.
Dochodzę do wniosku, że to nie był dobry pomysł. Chciałam dobrze, jakoś poruszyć serca, sumienia, może nawet dodać odwagi. W końcu słyszałam już od osób czytających tego blog'a, że pomogło im to w kontakcie z rodzicami po stracie dziecka, że jednak jest to temat tabu i nie wiadomo jak go ugryźć.
No i dostałam za swoje.
Komentarze tak słodkie, jakby cały świat był ciągle ze mną.
Zapewnienia bycia z nami od osób, które nawet nie mają mojego telefonu, nie mówiąc o tym, że nie zamieniłam z nimi dwóch zdań pełnych od wielu lat!
Nie piszę o ludziach, którzy są daleko fizycznie, ale o takich, którzy zwyczajnie nigdy nie mieli zamiaru się ze mną kumplować. Nie muszą. Tylko po co piszą takie głodne kawałki?!
Ależ mi ciśnienie rośnie....
Co ja z tym zrobię?
No znowu będę miła sympatyczna, żeby nie urazić tych innych.
Kiedyś mnie rozsadzi od środka.
Nienawidzę kłamstwa!!!
A Wy, czytający, proszę Was bardzo, jeżeli macie w okolicy rodziców, którzy stracili dzieciątko, nie ważne małe czy duże, nie ignorujcie ich, nie odsuwajcie od siebie. Oni nie gryzą, a rozpaczliwie potrzebują kontaktu z ludźmi, z życiem.